piątek, 11 listopada 2011

„Czy kiedy mnie nie będzie, wszystko pozostanie takie samo?”

Halina Poświatowska, Erzählung für einen Freund, 1967




Jestem z upływającej wody
z liści które drżą
trącane dźwiękiem wiatru
przelatującego pośpiesznie

jestem z wieczoru
który nie chce usnąć
patrzy uparcie
głodnymi oczyma gwiazd

jestem ochrypłym głosem
milczącym głucho
nade mną dni
o wielkich pustych skrzydłach
mijają...
                                                         Halina Poświatowska


Niektóre książki odnajdują mnie same w odpowiednim do tego momencie mojego życia. Pojawiają się w różnych miejscach, dają brać się nawet do ręki i oglądać ale przeczytać pozwalają się dopiero kiedy uznają, że jestem na to gotowa. Nie wiem jak to działa ani kto jest za to odpowiedzialny, wiem tylko, że Opowieść dla przyjaciela chodziła za mną długo. Kilkakrotnie byłam blisko kupienia jej lub zamówienia, zawsze jednak dziwnym sposobem do tego nie dochodziło. Niedawno zupełnie przypadkowo wpadło mi w ręce niemieckie tłumaczenie tej książki. Radość przeogromna. Niech więc będzie po niemiecku. Przeleżała chwilę na półce nieruszona. Pozwoliła się ponownie wziąć do ręki dopiero po moim krótkim pobycie w szpitalu i pierwszym doświadczeniu z salą operacyjną. Być może dopiero teraz mogę odpowiednio zrozumieć tę niezwykłą książkę.

Halina Poświatowska to poetka z Częstochowy. W tym pięknym mieście postawiono jej w 2007 roku pomnik. Siedzi na ławce w towarzystwie  kota. Piękna, zgrabna, młoda. Oprócz czterech tomów poezji napisała jedyny w swoim rodzaju pamiętnik, który został wydany zaledwie miesiąc przed jej śmiercią. Książka ma formę listu, bezpośredniego zwrotu do niewidomego przyjaciela. Jest to jednak tak prawdziwie napisane, że wielokrotnie kiedy autorka zwraca się do niego, czułam jakby mówiła do mnie. Niezwykłe uczucie.

Poświatowska zdaje relacje ze swojej krótkiej egzystencji. Zwierza się ze swoich uczuć i przeżyć związanych z walką o życie. Chora od dziecka na serce, długie lata młodości spędziła w szpitalach, sanatoriach albo w łóżku w domu. Uniemożliwiło jej to normalne funkcjonowanie, chodzenie do szkoły czy uprawianie sportów, ale nie przeszkodziło w miłości.
Opowiada więc o swoich szpitalnych przeżyciach i kruchości życia oraz z typową dla siebie poetyckością o mężczyznach, w których była zakochana.

Pierwsza część książki jest bardzo dramatyczna. Na każdej prawie stronie obecna jest śmierć. Młodej dziewczynie nie pozostaje nic innego jak przyzwyczaić się do tego, że ludzie z którymi rozmawia, z którymi się przyjaźni, których dotyka a nawet kocha odchodzą bezpowrotnie. O ile oczywiście takie zjawisko jak pogodzenie się ze śmiercią jest w ogóle możliwe dla rozpoczynającej dopiero życie dziewczyny. Pod koniec książki wyznaje.

Nie zapomnij, że śmierć była ciągle w pobliżu mnie, za blisko aby nie przyzwyczaić mnie do swojego zimnego, niepokojącego dotyku. (To moje wolne tłumaczenie z niemieckiego).

Choroba serca niesie za sobą dużo ograniczeń. Już od dzieciństwa nie mogła robić tego co lubi, tego co przynosi dzieciom największą radość. Zabroniono jej nie tylko biegać czy tańczyć ale gdy dorosła nawet zakochiwać się. Jej lekarz stwierdził, że wychodząc za mąż wydaje na siebie wyrok śmierci, że jej słabe serce nie poradzi sobie z tak intensywnymi emocjami. Autorka książki za bardzo jednak kocha życie, aby wycofywać się dobrowolnie z silnych przeżyć, mając tym bardziej świadomość, że jej lata są policzone i nie wiele ma czasu na czerpanie przyjemności pełnymi garściami.

Druga część jest bardziej optymistyczna. Poetka wyjeżdża do Ameryki, gdzie przechodzi udaną operację serca i przez trzy lata może prowadzić tam w miarę normalne życie. Studiuje, bawi się, poznaje nowych ludzi i piękne miejsca. Czuje przy tym jakby były to chwile dane jej w prezencie, wygrane na loterii. Zakorzeniona jednak głęboko w jej wnętrzu choroba i traumatyczne przeżycia z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Człowiek, który poznał smak śmierci na wszystko patrzy inaczej. Dzięki książce Poświatowskiej uzmysłowiłam sobie po raz kolejny, ile warte jest życie i jak bardzo trzeba cenić każdą najmniejszą chwilę szczęścia.

Zmysł poetycki autorki można odczuć w każdym niemal zdaniu. Z poetyckim wyczuciem mówi nie tylko o smutku, strachu czy tęsknocie ale równie pięknie opisuje napotkane krajobrazy, ludzi w swoim otoczeniu, kolory w muzeum, którymi się zachwyciła czy nawet po prostu pory roku.

Wiedząc, że czytam wyznania poetki, która zmarła zaraz po ich napisaniu (w wieku trzydziestu kilku lat) książka ta przyniosła mi smutne chwile. Jesienią tym bardziej wydaje się melancholiczna. Gdyby autorka wygrała walkę ze swoją chorobą, książka ta miałaby zupełnie inny wydźwięk. Napisana pięknym, poetyckim językiem, który w oryginale przynosi z pewnością jeszcze więcej emocji podczas czytania niż po niemiecku,  nie pozwala jednak szybko o sobie zapomnieć. Zmusza nawet do sięgnięcia po wiersze poetki jakie pisała w opisywanych w książce momentach swojego życia. Są one pięknym dopełnieniem całości.


kiedy umrę kochanie
gdy się ze słońcem rozstanę
i będę długim przedmiotem raczej smutnym

czy mnie wtedy przygarniesz
ramionami ogarniesz
i naprawisz co popsuł los okrutny

często myślę o tobie
często piszę do ciebie
głupie listy — w nich miłość i uśmiech

potem w piecu je chowam
płomień skacze po słowach
nim spokojnie w popiele nie uśnie

patrząc w płomień kochanie
myślę — co się też stanie
z moim sercem miłości głodnym

a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i który jest chłodny
Halina Poświatowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz