wtorek, 26 grudnia 2017

W Bożonarodzeniowym Lesie

E. T. A. Hoffmann, Dziadek do orzechów i Król Myszy, 1816

Org. „Nussknacker und Mäusekönig”



„Zwracam się teraz do ciebie, łaskawy czytelniku lub słuchaczu – Frycku, Teodorze, Erneście, czy też jak jeszcze możesz mieć na imię, i proszę cię, byś przywołał jak najżywsze twoje wspomnienie ostatniego bożonarodzeniowego stołu, bogato zdobionego pięknymi, kolorowymi podarkami.”
(s.11)





Napisany na początku XIX wieku Dziadek do Orzechów doczekał się mnóstwa przeróżnych wydań i kilku polskich tłumaczeń. Pierwszy polski przekład pochodzi z 1906 roku, było ich w sumie aż sześć. Każdy kolejny tłumacz starał się zapewne jeszcze lepiej oddać ducha opowieści Hoffmana. Ja dotarłam do wydania książki w wydawnictwie Media Rodzina pochodzącego z 2011 roku w przekładzie Elizy Pieciul-Karmińskiej. Wydaje mi się on najwierniejszy oryginałowi. Tłumaczka opowiedziała baśń nie pozbawiając jej uniwersalności, pozwalając tym samym również dorosłym odbiorcom na intelektualną przyjemność podczas czytania. Pieciul-Karmińska uzasadnia: „Postulowana wierność intencjom autora powinna umożliwić bliską oryginałowi wielość odczytań i sprawić, że opowieść o perypetiach Marii i Dziadka do Orzechów zainteresuje również czytelników dorosłych.”

Tym samym niezwykle lekko i przyjemnie było mi zanurzyć się w magiczną bożonarodzeniową opowieść Hoffmanna - niemieckiego poety, pisarza fantastyki grozy, kompozytora i rysownika epoki romantyzmu. Główni bohaterowie nazywają się tak jak chciał autor Maria i Fryc a nie Klara i Fred, których pamiętam z dzieciństwa. Nie jest to bez znaczenia, że w najnowszym polskim tłumaczeniu w końcu powrócono do oryginalnych imion. Ich pierwowzorami były bowiem prawdziwe dzieci zaprzyjaźnionej Hoffmanowi rodziny. Nie rozumiem więc dlaczego w polskiej popkulturze główna bohaterka zaistniała jako Klara. 
Atmosfera całej opowieści wprowadza w błogi stan baśniowości. Specyficzny narrator, często zwracający się bezpośrednio do czytelnika, nadaje całej książce wyjątkowego charakteru. Język, jakim posługiwał się mistrz Hoffmann, nigdy nie przestawał mnie zachwycać. Jego opisy świątecznych zwyczajów, mysiej bitwy czy na koniec pięknego Lasu Bożonarodzeniowego to prawdziwa rozkosz. Czytałam w uniesieniu. Sama opowieść jest może nieco infantylna, ale w ten szczególny świąteczny czas pozwala na chwilę znowu poczuć się dzieckiem i zatracić się w świecie małej Marii, a nie jak jej rodzina wyśmiać się z całej historii. Uwierzmy w dziecięcą wyobraźnie, zaufajmy jej i sami też od czasu do czasu dajmy się ponieść literackiej opowieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz