środa, 11 października 2017

Miasto przyszłości


Daniel Odija, Wojciech Stefaniec, Stolp, 2017


„Spróbujemy objąć morze i czas, nie starczy nam ramion.
W przeciwieństwie do mózgu, który mieści się w dłoni, czas i morze nie mieszczą się w mózgu.”




Bardzo się ucieszyłam, kiedy najnowsza książka Daniela Odiji w końcu do mnie dotarła. Byłam jej strasznie ciekawa, głównie dlatego, że prawie wcale nie czytuję komiksów. Jest to dzieło wielkie i ciężkie. Ze względu na format książka nie mieści się w torebce do pracy, trzeba czytać w domu. Po pierwszym przejrzeniu zgroza. Rysunki Wojciecha Stefańca przerażają. Kolorystyka, kształty, kontrasty - wszystko krzyczy. Po przekartkowaniu wzrasta apetyt na treść i wiadomo już na pewno, że zanurzamy się w chaosie, koszmarze – Odija i Stefaniec stworzyli thriller jakich mało.

Stolp to główny bohater, mieszkaniec ponurego miasta Bardo.


Nie ma książki Odiji bez złowrogiego szumu morza i „kłujących jak igły” krzyków mew. Już od początku to one właśnie wprowadzają nastrój grozy. Okazuje się, że wpadliśmy w sam środek miasta z przyszłości, które ocalało po strasznej powodzi, ale umiera z każdym dniem. Kwaśne deszcze zaburzyły naturę, gatunki zwierząt wymierają, mnożą się za to wszechobecne owady. Nie to jednak, ani fakt codziennych trzęsień ziemi jest największą tragedią mieszkańców Bardo. Chyba jeszcze okropniejsza jest świadomość, że od dziesięciu lat nie rodzą się dzieci. Moja wyobraźnia od razu wybiega poza kadry rysunków Stefańca. Jak okropne musi być życie bez śmiechu i okrzyków dzieci na ulicach, z pustymi placami zabaw, głuchymi szkołami, nieużywanymi porodówkami w szpitalach. Jak smutni muszą być ludzie nie znający dziecięcej radości i bijącej z oczu dzieci energii do życia. Nie dziwi mnie więc fakt, że Bardo stoi nad przepaścią.
Atmosfera grozy gęstnieje z każdą stroną, pojawiają się coraz bardziej niepokojące fakty i coraz bardziej przerażający bohaterowie, jak chociażby dwupułciowce. Aby zapobiec katastrofie demograficznej, rząd wymyślił „program ocalenia gatunku” zmuszając rodziców do oddawania ostatnich dzieci. Ponadto ludzie tworzą dwuletnie klony tzw. zamienniki, które walczą o przedłużenie czasu ważności, inni, z tęsknoty za zwierzętami, drukują sobie wirtualny hologram np. kota.




Między tym wszystkim po ulicach miasta chodzi w miarę normalny, przygnębiony Stolp i stara się przetrwać. Ma nawet potencjał aby „uratować świat”. Czy mu się to uda nie wiadomo, wiadomo jednak, że powstaną kolejne części komiksu.



Mimo grozy, która bije słowem i obrazem na każdej stronie, nieco rozbawił mnie ten świat, w którym jedzenie podaje się w tabletkach a ludzie mogą porozumiewać się za pomocą „strumieni myśli”. Treściwość przekazu sprzyja krótkim, filozoficznym sentencjom, jakich w tej powieści graficznej znalazłam sporo. Odija tworzy zanurzone w głębokiej symbolice sformułowania. Przez co cała opowieść staje się jedną wielką metaforą. Przestrogą przed przyszłością. Koniec otwiera nadzieję, liczę więc na bardziej optymistyczne kolejne części komiksu.
„Wspomnienia nie istnieją, skoro nie ma komu ich przekazywać.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz