piątek, 29 września 2017

Życie za sztukę

Jolanta Maria Kaleta, Wrocławska Madonna, 2012




"Dziś żyjący malarze kiedyś umrą
i wtedy być może ich obrazy będą więcej warte.
Tak to już jest na tym świecie."



Na kilka emocjonujących wieczorów wpadła w moje ręce książka, w której znalazłam wszystko to co lubię: sztukę, powojenne losy Wrocławia, PRL, tajnych agentów, sytuacje za czasów żelaznej kurtyny no i przede wszystkim polskiego bohatera, który niczym James Bond w fałszywej sutannie pokonuje wszystkie przeciwności i odnajduje zaginione dzieło sztuki.

Główny bohater Marek Wolski to historyk sztuki niespełniony w życiu prywatnym Casanova, który dla dobra sprawy gotowy jest poświęcić bardzo dużo. Akcja rozgrywa się w powojennym Wrocławiu, ale gorączkowe poszukiwania mają miejsce w NRD i Wiedniu. Punktem wyjścia dla zawiłej fabuły jest odkrycie kopi wielkiego renesansowego obrazu Łukasza Cranacha „Madonny Pod Jodłami”, potocznie zwanego „Wrocławską Madonną”. W sprawę zaginięcia wmieszana jest Kuria Arcybiskupia, której bacznie przeglądają się w latach 70-tych służby specjalne. Przekonująco odmalowana rzeczywistość krajów demokracji ludowej sprawia, że cała akcja poszukiwawcza staje się coraz bardziej emocjonalna.

Generalnie jest to historia na śmierć i życie, nie oszczędząjca na brutalności.  Trzyma mocno w napięciu, chociaż miejscami wydaje się, że powtarza jakiś utarty schemat. Oczywiście dobro zwycięża a miłość okazuje się najważniejsza. No i dobrze. Przejażdżka po polskich realiach tamtych czasów bardzo mi się podobała. Na chwilę wpadłam w zadumę, myśląc jak to dobrze, że okrutne przesłuchania, podejrzenia, podsłuchy, walkę o godne życie i paszporty mamy za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz