środa, 10 sierpnia 2016

Z głębi ziemi

Szczepan Twardoch, Drach, 2014




Człowiek, drzewo, sarna, kamień, ja. Wszystko to samo. Nikodem, Stanisław i Natalia Gemanderowie, Ernst i Gala Magnorowie, Josef i Valeska Magnorowie żyją w tym samym miejscu i w tym samym czasie, chociaż w różnych, nakładających się na siebie latach, tak samo jak sarny.” (s.349)




Trudno jest pisać o Drachu, skoro on wszystko widzi, wszystko wie. Skończyłam czytać książkę, ale Drach przeraża mnie nadal. Autor uzmysławia coś o czym wszyscy na co dzień staramy się nie myśleć. Losy ludzkie zataczają koła, wszystko już kiedyś było, jaki będzie koniec też już wiadomo, nic tego nie zmieni. Choćbyśmy próbowali iść pod prąd, choćbyśmy starali się wymyślać coś nowego. Nasze przeznaczenie jest tylko jedno, obojętnie czy jesteśmy ludźmi czy sarnami. Dlatego, wszystko co robimy nie ma znaczenia, co tak często powtarza w książce Drach-narrator.



Opowieść dotyczy losów śląsko-niemiecko-polskiej rodziny. Akcja rozgrywa się podczas całego XX wieku aż po naszą współczesność. W tle wielka historia Śląska, wojny i powstania z całkiem bliskiej perspektywy. Na tyle bliskiej, aby przejąć się osobistymi przeżyciami bohaterów i powrócić choć na chwilę do Polski, która nie była Polską i do Niemiec, które nie są już Niemcami.

Pisarstwo Szczepana Twardocha powala mnie na kolana. Podczas czytania czasami mam wrażenie, że brnę w coraz gęstszy las, że jest mi coraz trudniej. Z tym większą satysfakcją brnę, przedzieram się przez tę smutną prozę. To tak niesamowite, że nie wiem jak o tym opowiadać, uzależnia, po dobrnięciu do ostatniej strony coś zmusza żeby zaczynać od początku, żeby jeszcze raz poukładać sobie wszystko w głowie. Bo Twardoch jak zwykle nie zważa na chronologię, rzuca, miota czasem powieściowym wte i wewte. Nie daje spoczynku szarym komórkom czytelnika. Aluzyjnie, na początku każdego rozdziału zamieszcza daty, ale cóż one dają, jeśli jest ich aż tyle. Narracja skupia się raz po raz na innym z bohaterów, i uzmysławia, że z pokolenia na pokolenie choć zmienia się świat i nowości technologiczne, ludzkie emocje, instynkty i charaktery pozostają niezmienne.

Dopiero w drugiej połowie książki poczułam się pewnie, wiedziałam, że już się nie pogubię. Jednak wcześniej bardzo trudno było mi szybko podczas czytania wychwytywać, gdzie akurat jestem, o kim akurat jest mowa. Moim sprawdzonym sposobem, udało mi się stworzyć drzewo genealogiczne opisanej rodziny, i wszystko ułożyło mi się w głowie.


Niesamowite sceny wynurzające się z głowy wszystkowiedzącego narratora momentami bardzo przerażały. Szczególnie opisy ciała po śmierci. Świadomość, że ziemia pije soki wydobywające się z trupów wcale mi się nie podoba. Wcześniej nigdy tak na to nie patrzyłam. Karmią się nimi korzenie drzew. Czy zostaje coś po nas w drzewach? Drach nie wie tylko jednego, gdzie są ludzie, kiedy opuszczają swoje ciała. Może z głębi ziemi nie widać, że idą do nieba:)

W każdym razie nie polecam tej książki osobom o słabych nerwach. Trzeba się tutaj trochę napocić, nadenerwować....ale i tak nic to nie zmieni. Życie toczy się dalej. Więzy krwi pozostają, dziedziczymy czy tego chcemy czy nie. A historia Śląska pozostaje smutna i tragiczna. Zdezorientowani, spolonizowani Niemcy, którym pozostał język pośredni. Twardoch nie byłby Twardochem gdyby nie zabawił się stylizacjami w swojej powieści. Śląski, Niemiecki i Polski. I to wszystko bez przypisów ani tłumaczeń. Mimo to poradziłam sobie doskonale. Dla Polki w Niemczech to nie problem.

My som niym. Tym drachym, łażymy po jego ciele, ale tyżsom my jego ciałym, poradzisz se to forsztelować?Jak błecha, kero żere twojom krew, ona je tobom, ja?” (s.361)

Josef nie wiem nic o tym, co czuje, Josef nie nadaje żadnego znaczenia uderzeniom endorfin do mózgu i wydzielaniu się do krwi testosteronu, Josef nie wie, że takie rzeczy wydzielają się do jego krwi i mózgu, Josef nie bardzo nawet myśli o tym, że ma mózg i krew, Josef jest mózgiem i krwią, i endorfinami, Josef jest sercem pompującym tę nasączoną ważnymi substancjami krew, substancjami, które mają znaczenie o tyle, o ile cokolwiek ma znaczenie, a nic oczywiście nie ma znaczenia.” (s.194)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz