sobota, 23 lipca 2016

Szczurołap w Wolnym Mieście Gdańsk

Paweł Huelle, Śpiewaj ogrody, 2014




Singe die Gärten, mein Herz, die du nicht kennst;
wie in Glas
eingegossene Gärten, klar, unerreichbar.
Wasser und Rosen von Ispahan oder Schiras,
singe sie selig, preise sie, keinem vergleichbar“.
(R.M.Rilke)



Paweł Huelle kolejny raz podarował mi kilka przyjemnych wieczorów. Zabrał mnie do Gdańska jakiego nie znam. Jego powieść skupia się na kilku różnych planach narracyjnych, dlatego podczas czytania konieczne jest duże skupienie. Autor pewnie nie chciał aby jego książkę czytano w pociągu, w drodze do pracy albo na plaży. Tę powieść trzeba czytać w domowym zaciszu. Tylko w ten sposób można w pełni wyciągnąć z niej całą gamę intelektualnej rozkoszy. Każde rozproszenie może wybić z tematu, a każdy powrót wiąże się z czasochłonnym wdrążeniem się w rytm powieści.


Jest to książka wielowątkowa, chociaż w gruncie rzeczy wszystko wiąże się z pewnym gdańskim domem na Polankach. Skomplikowana konstrukcja raz po raz odbija jedną opowieść od drugiej. Narrator opowiada o Grecie Hoffmann i jej mężu, którym był kompozytor Ernest Teodor Hoffmann. Równolegle opowieść tę przecina historia XVIII-wiecznego mieszkańca tego domu przedstawiona w formie zapisów w pamiętniku oraz proza życia powojennych mieszkańców miasta. Wszystkie te wątki nie są porozdzielane rozdziałami, dlatego chwila nieuwagi może zaburzyć orientację w temacie.

Bez wątpienia jest to proza wysokich lotów i przynosi masę refleksji. Przede wszystkim lekko zanurza w muzyce i poezji pokazując obsesyjną pasję Wagnerem i poezją Rilkiego. Losy niemieckiej mieszkanki Gdańska Gretty są spokojną zadumą nad zmiennością i nieprzewidywalnością życia. Autor złożył piękny hołd pamięci minionym wydarzeniom, ocalając od zapomnienia ludzi i miejsca.

Zazwyczaj trudno mi wyobrazić sobie Wolne Miasto Gdańsk i zamieszkujących je Niemców. Huelle opisuje przedwojenne losy dobrze znanych mi współcześnie miejsc. Z satysfakcją przeniosłam się w czasie, tym bardziej, że proza okraszona jest cudowną kaszubszczyzną, co mnie dodatkowo wzruszyło. Piękna książka.

To je pusto noc – powiedział pan Bieszk, witając nas w progu. - Moja nenka je umarło. To je kunc ji żewota.” (s.42)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz