poniedziałek, 7 grudnia 2015

Wojna po wojnie


Ewa Kujawska, Dom Małgorzaty, 2007

Po odejściu Wilhelma i Johanna Hildegard ujrzała, że droga, jaką odeszli, zwinęła się w kłębek – jak wielki, śpiący kot. Skoro jej synowie odeszli – droga przestała być drogą. Stała się zatrzymaniem w czasie, wyczekiwaniem, pustką, którą do życia będzie w stanie przywrócić tylko i wyłącznie powrót Wilhelma i Johanna. Hildegard umościła więc w pamięci obraz drogi unoszącej ze sobą rozkołysane plecy dwóch na poły mężczyzn, na poły chłopców. Uśpiła w tej pamięci ten obraz, gotowa jednak w chwili, gdy nadejdzie czas, przywołać go znowu, rozwinąć drogę tak, jak odwija się nić ze szpulki, aby powracający trafili po swoich własnych śladach – teraz przechowywanych w czułej pamięci – do Domu, do bezpiecznej przystani.” (s.39)

Czasami lubię sięgać na półkę z niezeznanymi książkami po nieznanych mi autorów. Wpływ na to, którą z nich przeczytam w tym wypadku na pewno ma okładka oraz forma wydania. Ostateczną jednak decyzję podejmuję dopiero po przeczytaniu fragmentu ze środka książki. Tak było w przypadku Domu Małgorzaty. Proza Ewy Kujawskiej  urzekła mnie tak bardzo, że książkę przeczytałam na dwa razy. Magiczność, poetyckość i niebanalna historia to cechy moich ulubionych powieści, w Domu Małgorzaty znalazłam je wszystkie. Opowieść o mieszkańcach domu nad morzem wzbudza sporo refleksji a dzieje dwóch kobiet Niemki i Polki, których losy splotła ze sobą wojna, uruchamiają szereg wspomnień.


Na okładce książki widnieją dwie podobne do siebie kobiety obejmujące tytułowy dom. Wcale o niego nie walczą, po prostu z przywiązaniem przytulają. Dom ten zbudował mąż Hildegard i chciał, żeby służył on jego rodzinie przez kolejne pokolenia. Razem z synami zginął jednak na wojnie a po jej zakończeniu mieszkańcy miasta zostali wysiedleni. Hildegard nie chciała od razu wyjechać i musiała zamieszkać z nową rodziną, z Polakami, którzy mieli zająć puste miejsca przy stole i pokoje po utraconych synach. Cały świat tej biednej kobiety runął w gruzach, tak jak dosłownie stary dom nowej lokatorki Małgorzaty. Autorka na motywach tematu powojennych przeprowadzek snuje opowieść o silnych emocjach kobiet, którym przyszło zmierzyć się z nową rzeczywistością po wojnie, która sama w sobie odbijaja się w powieści tylko echem, jest odległym tłem wydarzeń.

Książka ta zachwyca od pierwszej strony poetyckim językiem i unoszącą się między wersami magicznością. Realizm przenika dźwięczna nutka nadzwyczajności, objawiająca się chociażby w aniołach siedzących na dachu. Cała powieść przesiąknięta jest smutkiem, bo opisywana rzeczywistość nie miała w sobie nic zabawnego. Jednak dzięki pięknym porównaniom, poetyckim metaforom i metafizycznej narracji  zostaje jakby odciążona z tematycznego ciężaru, jaki przyszło udźwignąć tej historii. Myślę, że właśnie to był jeden z powodów przyczyniających się do przyznania książce Nagrody Fundacji Kultury.

Jedynym co mi trochę przeszkadza to tytuł. Dlaczego dom Małgorzaty? Dlaczego nie Hildegard? Niemiecką bohaterkę polubiłam bardziej, wydaje mi się, że nawet głębiej została przeanalizowana, silniejsze emocje mnie z nią związały niż z jej następczynią. Pod koniec książki denerwowały mnie nawet opisy dalszych losów Małgorzaty i jej rodziny podczas gdy Hildegard tak nagle zniknęła z narracji. Odniosłam wrażenie, że książka powinna zakończyć się wcześniej, razem z odejściem Hildegard. Dlatego też tytułem poczułam się pokrzywdzona:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz