środa, 26 sierpnia 2015

Różowo nie jest


Sylwia Chutnik, W krainie czarów, 2014



 
Było takie podejrzenie, zrodziło się pewnej bezsennej nocy, że alfabet jest już skończony. Zbyt wiele osób korzystało z niego, notując coś nieistotnego na kartce przy telefonie lub pisząc list do kogoś, kto na to nie zasługiwał. Litery blakły, stawały się coraz mniej wyraźne, aż wreszcie zniknęły zupełnie. Oczywiście, współczesny świat jest okrutny i jak kto ma pieniądze, jak go na to stać to sobie kupuje liter do woli. Pełne worki, jak ziemniaki na targu. I rozsypuje po dywanie, i układa w najróżniejszych konfiguracjach dla zabawy.”(s.135)


Różowa okładka zbioru opowiadań Sylwii Chutnik to jedyne co nie spodobało mi się w tej książce. Nie wiem kto dał tyle różu ani jaki był tego cel. Nie wiem jak współgra to z treścią książki, nie potrafię tej okładki zinterpretować. Wiem tylko, że strasznie dziwnie czułam się w metrze czytając różową książkę, i że gdybym nie lubiła autorki, nigdy nie pochyliłabym się w księgarni nad takim wydaniem. No ale..... nie szata zdobi dzieło, więc do rzeczy.

Jedenaście krótkich form prozatorskich pochodzi z różnych okresów twórczości pisarki. Może dlatego poziom opowiadań jest trochę zróżnicowany. Niektóre czyta się z zachłannością inne ze zdziwieniem. Sylwia Chutnik zamknęła w swojej książce przekrój naszego „nieszczęśliwego” społeczeństwa. Każdy z jej bohaterów zmaga się z jakąś traumą. Autorka z zasady unika opisu ludzi szczęśliwych, domyślałam się więc zasiadając do jej opowiadań, że znowu przyjdzie mi zmierzyć się z ponuractwem i smutną rzeczywistością. To akurat, że Chutnik pisze z perspektywy Warszawiaka, nie ma dla mnie większego znaczenia. Chociaż historia ma wpływ na wydarzenia z niektórych tekstów jak też na samych bohaterów, to uważam niezmiennie, że Anny, Pole, Bożeny czy Tadeusze i Piotrki ze stron tej książki, można spotkać wszędzie, również w Monachium. Podświadomie raczej unikam takich osób, nie mam ochoty wtapiać się w ich brudne światy, najbardziej odrzuca mnie prymitywny język. Lubię analizować ich za to w prozie Chutnik, przypatrywać się ich sposobom myślenia, funkcjonowania w świecie, dziwić się i nie dowierzać, przyglądać się ich wnętrzom, które autorka z talentem obnaża.

Chutnik kolejny raz zachwyca mnie swoim lekkim stylem, barwnym a jednak dostosowanym do poziomu opisywanej osoby językiem, naturalnością wtapiania się w środowisko, niebanalnością porównań i psychologiczną podszewką każdej opowieści. Niby przychodzi rzucić tylko trochę światła na skrawek życia, moment wyrwany z kontekstu, jeden dzień czasem, zostawia nas bez morału, porzuca bohatera od niechcenia, w łóżku, na ulicy, w parku, czytelnikom jednak podostaje on w głowie cały wieczór. Obca, może nawet nieistniejąca osoba, nie daje spać. Bo jak to tak być prostytutką bez wyrzutów sumienia („Jestem starą puszczalską na widok której można splunąć”), pójść do łóżka z koleżanką po śmierci męża („W sumie to nieważne co się je, z tobą wszystko smakuje”), czuć w sobie powołanie kapłańskie i zamordować żonę z teściową („Mam poczucie, że na dzień dzisiejszy jestem naprawdę blisko Boga”)?

Opowieść o Poli Negri trochę przesadzona, chociaż była pierwszą, którą chciałam przeczytać. Tytułowa Alicja/Sylwia w pierwszym tekście trochę się gubi, ale już każde następne opowiadanie włącznie z tym o niespełnionym pisarzu Panu Tadeuszu („Czasem tak człowieka zatyka w gardle, nie wiem, może nawet gdzieś niżej, od tych niewypowiedzianych słów”) aż po wstrząsające „Muranooo” i przejmujący, napisany w formie dramatu tekst „Piwnica” , osiągają wyżyny kunsztu twórczego.

Jedni rodzą się na ładnie, drudzy na kocmołucha. Możesz stanąć na głowie, iść do chirurga plastycznego, a brzydota wypłynie na wazelinie. Wielki bunt szpetoty przeciwko pięknu jest z góry skazany na porażkę, ponieważ zanim brzydcy wyjdą z domu, pudrując te swoje popękane naczynka, to piękni już dawno będą śmiać się perliście przy szklance wody. Niegazowanej. Bez kalorii, bez konserwantów, bez składników prosto od szatana. (…) Ja prenatalnie zostałam zaprogramowana na szmatę do podłogi. (s.98)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz