czwartek, 15 stycznia 2015

Podróż w Głąb


Jacek Hugo-Bader, Dzienniki kołymskie, 2011

Starzy ludzie mówią, że ta droga to najdłuższy cmentarz świata. Policzyłem, że gdyby wszystkie ofiary kołymskich łagrów epoki Stalina położyć jedna na drugą, toby się na niej nie zmieściły.”(s.18)

 
Jestem tu już piąty dzień i z przerażeniem odkrywam, że od przyjazdu ani razu się nie śmiałem. Mnie się to nie zdarza! Tak naprawdę nie spotkało mnie tu jeszcze nic miłego, sympatycznego. Ludzie to największe rozczarowanie. Dobrzy, nawet chcieliby pomóc, ale przez cztery dni nikt się do mnie nie uśmiechnął, nie odpowiedział na uśmiech, chociaż ładna, słoneczna, prawie mnoźna pogoda. Dziwne, zahibernowane przez morderczy kołymski klimat sowieckie ponuractwo, które pamiętam z pierwszych lat dziewięćdziesiątych, a którego już w Rosji prawie nie ma. Ludzie wkurzeni, opryskliwi, ponurzy, smutni i ledwo odwarkujący na każde pytanie. A poproś o co! Jacy potwornie nieszczęśliwi.”(s.50)


Reporter Jacek Hugo-Bader w 40 dni przemierzył liczący 2025 km trakt kołymski. Od Magadanu do Jakucka opisał swoją podróż dzień po dniu. Myślę, że to idealna lektura na zimę. Kiedy czytałam tą książkę i w myślach przenosiłam się na mroźną Kołymę, gdzie temperatury spadały nawet do -40 stopni, a za oknem miałam biały śnieg (po świętach trochę spadło) idealnie mogłam wyobrazić sobie opisane przez autora miejsca. Mimo tego, iż momentami czułam, że cała ta opowieść jest trochę udramatyzowana, po początkowym lekkim zniechęceniu popłynęłam w nią z satysfakcją poznawania miejsc, o których wcześniej niewiele wiedziałam.



Nie jest tak, że reportaże te trzymają w napięciu i każdy kolejny zaskakuje. Książka jest chyba jak wyprawa autora: długa, trudna i mozolna. Sam pomysł podróży w głąb Rosji bardzo mi zaimponował. Dobrowolnie wyjechać w mroźne tereny nasiąknięte ludzką krwią to heroizm. W obozach pracy na Kołymie od 1932 do 1957 roku przebywali więźniowie polityczni i kryminalni. Niektóre źródła podają, że śmierć w tym miejscu poniosło ok 6 mln ludzi. Dzisiaj prawie 60 lat później historia tego miejsca jest wciąż żywa. Nie tylko ze względu na potomków byłych więźniów, którzy osiedlili się w tym miejscu, ale także poprzez szczątki ludzi, które zakopane w ziemi, ze względu na niskie temperatury nie szybko ulegają rozłożeniu.

Hugo-Bader zmierzył się z tą historią, osobiście poznał miejsca, w których kiedyś rozgrywał się dramat ludzi niesłusznie zesłanych do ciężkiej pracy w nieludzkich warunkach. Ale wydaje mi się, że głównym celem podróży reportera było poznanie ludzi mieszkających w tym miejscu. Książka ta, to właściwie opowieść o mieszkańcach wschodu Rosji. Choć bohaterowie Hugo-Badera nie zawsze są rozmowni i niechętnie wracają do przeszłości, to jednak reporterowi w jakiś tajemniczy sposób udaje dotrzeć się w głąb ich dusz. Niesamowicie mnie to ujęło. Każda z napotkanych osób zaskakuje, bo wydaje się całkiem inna od nas, Europejczyków. Trudno mi nawet uwierzyć w to, że ci ludzie istnieją naprawdę. Odcięci od świata, nieraz też od elektryczności. Imponujące. Warto poznać „paputczników” reportera, typowych mieszkańców Kołymy od Szamanki Dory zaczynając, poprzez Babuszkę Tanię, bawiącego się w odmładzające eksperymenty Niuruguna, Władimira „od którego uciekła cywilizacja”, zbieracza badziewia Jurija Rybakowa aż po bieguna-biegacza Piotra Siemionowicza Naumowa. Warto posłuchać o poszukiwaczach złota, którzy przesiewają twardą, kołymską ziemię, o strasznych niedźwiedziach i wiernych psach oraz niezwykłych wierzeniach, przepowiedniach, zabobonach tamtejszych szamanów.

 
Myślę, że dobrym uzupełnieniem wiadomości o łagrach sowieckich jest książka byłego więźnia Warłama Szałamowa „Opowiadania kołymskie”, do której często odwoływał się Jacek Hugo-Bader. Ja, aby jeszcze lepiej poczuć kołymski klimat obejrzałam dramatyczny film z 2009 roku w reżyserii Marleen Gorris „Wichry Kołymy”. Również polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz