środa, 10 września 2014

Rzecz o życiu


Roma Ligocka, Wszystko z miłości, 2007
 

 
 
 
 
"Z biegiem lat staję się kimś w rodzaju "tłumacza uczuć". Lubię przyglądać się ludzkim sprawom z coraz innej strony i stale od nowa. Coraz bardziej zajmuje mnie nie to, co na zewnątrz, co jest wokól nas – ale to, co jest w nas, co nam w duszy gra, śpiewa, czasem płacze, a czasem tylko kołacze się bezradnie."
 
 
 

Swój zbiór felietonów Roma Ligocka zilustrowała subtelnymi
Rysunek Romy Ligockiej
szkicami postaci ludzkich. Teksty te opowiadają bowiem o ludziach, którzy inspirują autorkę. Poza tym pisze także o sobie samej i o swoim artystycznym sposobie postrzegania świata. Są to teksty krótkie, zwięzłe, proste, bazujące na konkretnym spostrzeżeniu, wydarzeniu lub po prostu refleksji. Chociaż Ligocka nie odkryła przede mną czegoś, czego nie wiedziałabym do tej pory, to jednak dostarczyła mi kilku bardzo przyjemnych i pozytywnych chwil. Świat widziany oczami artysty godny jest tego, aby go opisywać. Pisarka ma nieprawdopodobną zdolność do zachwytu nad szczegółami. Potrafi stworzyć kilkustronicowy felieton na przykład o ludziach nieśmiałych albo o uprzejmości, o swoich rodzicach, o starych rzeczach, o pomnikach itp.




W swojej książce autorka podsuwa też kilka pomysłów na szczęśliwe życie. Najbardziej spodobał mi się ten, aby stworzyć sobie od czasu do czasu swój własny "Dzień luksusu". Postanowić sobie, że zwykły wtorek to święto i po prostu odpocząć bez wyrzutów sumienia sprawiając sobie przy tym małe przyjemności. To bardzo dobry pomysł, sama żałuję, że nie mam czasu na swój własny cały dzień luksusu. Chętnie jednak skorzystam z dobrej rady i sprawie sobie np. poranek luksusu albo luksusowe poopłudnie!

Po przeczytaniu kliku takich pogodnych felietonów na jakiś czas wpadłam w bardzo optymistyczny nastrój. I choćby dla tych kilku chwil warto przeczytać tą książkę. Zatrzymać się trochę w biegu, poprzyglądać się ludziom na ulicy, chmurom na niebie i porozmyślać o swoich snach. Życie na pewno będzie przyjemniejsze. Mimo jednak całej pogody ducha jaką wnosi w swoje teksty pisarka i malarka żydowskiego pochodzenia, zabarwione są one mimo wszystko trochę jej samotnością i lekko wkradającą się melancholią typową dla starszych ludzi podsumowujących swoje życie. Znając autobiograficzne książki Romy Ligockiej i jej wojenne oraz powojenne przeżycia, trudno było mi momentami skupić się na tym o czym opowiada nie pamiętając o jej naznaczonym cierpieniem dzieciństwie. Tak jakbym w każdym zdaniu doszukiwała się znaków tamtych lat. Wiem, że to dziwne i sama się sobie dziwię. W ostatnim tekście zatytułowanym Scenki rodzinne pojawia się fragment obrazujący problem, z którym przez całe życie musi zmagać się pisarka:

" - A ja nie lubię Żydów – powiedział bardzo głośno i wyraźnie. - Nigdy nie lubiłem Żydów. Śmierdzą!
Zaległa cisza i wszyscy spojrzeli na mnie – nikogo innego w sali nie było. Miałam wielką ochotę podejść do starszego pana.
- Tak – chciałam powiedzieć. - Ma pan rację. Bywali Żydzi brudni, nieprzyjemni,śmierdzący. Byli, ale już ich nie ma. Więc niech pan się nie martwi. Szansa, że spotka pan na ulicy Żyda, jest zgoła minimalna. Czy wie pan ilu jest w Polsce Żydów? Jest ich mniej niż dziesięć tysięcy – w czterdziestomilionowym narodzie – mniej niż na przykład filatelistów. Zamordowano ich wszystkich, brudnych i czystych, młodych jak pański wnuk i starych jak pan....nie ma ich już i może dlatego to pan siedzi przy niedzielnym obiedzie z rodziną. A ja siedzę sama."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz