czwartek, 17 kwietnia 2014

Ciemna strona München


Harry Kämmerer, Isartod, 2010

 
 
Die brüllende Mittagssonne brachte den Asphalt in München zum kochen. Ein Teppich aus flirrender Luft waberte über der Straße. Der Stachusbrunnen blies seine Wasserfontänen in der grallen Himmel. Kinder rannten durch den sprühenden Regenbogen. Autofahrer hupten wild, das Ozon raubte ihnen den Verstand. Aus der S-Bahn quollen durchgeschwitzte Menchen. Die Obststände bewarben „Deutsche Erdbeeren!”. Aus Polen hingegen die Pfifferlinge. Die Kaufingerstraße war voll wie die Budengassen auf dem Oktoberfest.”




Kryminałów nie czytuję zbyt często, dlatego może trudno ocenić mi powieść Kämmerera. Zainteresowałam się nią raczej tylko ze względu na fakt, iż akcja powieści rozgrywa się w Monachium, a gdyby nie to, że stała na półce mojego męża, pewnie wcale nigdy bym na nią nie trafiła. Czytało się całkiem przyjemnie i szybko, może wpływ miały na to krótkie, treściwe i dobrze skonstruowane rozdziały, a może fakt, że tak dobrze odnajdywałam się w opisanych przez autora miejscach, czując jednocześnie klimat, zapachy i „muzykę” miasta.
 

Fabuła książki, jak na typowy kryminał przystało, opiera się na poszukiwaniu przez, w tym przypadku monachijską, policję, sprawcy brutalnych morderstwach. Kilka ofiar, niektóre zabite w masakryczny sposób i czwórka zaangażowanych w śledztwo kryminologów. Główny komendant Mader ze swoim ukochanym jamnikiem Bajazzo, samotny maniak kryminałów Hummel, bezskutecznie starający się o dziecko Zankl oraz rudowłosa, energiczna i pomysłowa Dosi. W podobny sposób mogłabym opisać osoby odpowiedzialne za brutalne morderstwa, gdyż narrator powieści niemal od początku nie robi przed czytelnikiem z tego tajemnicy. Zabieg ten wydaje mi się trochę zabawny. W związku z taką właśnie konstrukcją fabuły, główny punkt książki nie opiera się na dociekaniu, kto zabił (gdyż wiadomo o tym od początku) a raczej skupia się na poszukiwaniu odpowiedzi na pytania: jak to się stało, co do tego doprowadziło aż w końcu jakimi tropami podąża policja aby odkryć prawdę. Niestety taki właśnie sposób prowadzenia narracji w znacznym stopniu osłabia napięcie podczas czytania.

Z tego opisu mogłoby wynikać, że jest to śmiertelnie poważna, straszna książka! Nic bardziej mylnego. Powieść ta zabarwiona jest sporą dawką poczucia humoru, pojawia się całą masa zabawnych sytuacji. Dla mnie jest to kolejny paradoks tego dzieła. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że ludzie z policji i to kryminalnej, rozwiązując tak poważne sprawy jak morderstwa czyli niesprawiedliwy koniec czyjegoś losu, potrafią zupełnie beznamiętnie oglądać rozkładającego się topielca z Isary albo zmasakrowane ciało z poobcinanymi członkami a wieczorem wracać do swojego normalnego życia i nadzwyczajniej w świecie zamiast nieustannie poszukiwać zabójcy po prostu iść na randkę, zamartwiać się swoją samotnością albo planować urlop. Dopiero monachijski pisarz Harry Kämmerer uświadomił mi, że to przecież całkiem normalne.
 
Autor powieści dał nam więc krótki wgląd w prace i życie policjanta. Dodatkowo umiejscowił wszystko gdzieś między Pasingiem, Fröttmaningiem a Neuperlachem i Giesingiem. Momentami, szczególnie na początku zanim jeszcze wbiłam się w rytm książki, miałam wrażenie jakbym czytała monachijskie gazety z artykułami o przestępstwach. Autor ubarwia powieść także bawarskim dialektem. Nie podwyższa to jednak wartości dzieła na poziomie językowym. Miejscami wydaje się być bardzo nawet infantylna, szczególnie w momentach kiedy Hummel pisze pamiętnik zaczynając każdy wpis od sławnego już …..Mój drogi pamiętniczku....Liebes Tagebuch....
 
Muszę też niestety przyznać sama przed sobą, że książka ta nieco mnie zawstydziła. Ze smutkiem bowiem zrozumiałam, że powieść o Monachium bardziej mnie poruszyła niż wcześniejsze książki takie jak Morfina o Warszawie i tym bardziej Weiser o Gdańsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz