środa, 18 lipca 2012

Męski punkt widzenia


Max Frisch, Homo Faber, 1957



Długo byłam związana z tą książką. Ciężko było mi przebić się przez żmudny początek, oswoić specyficzny tok narracji i zaprzyjaźnić się w bohaterem. Powieść ta z zakładką gdzieś między stronami czekała na mnie nieraz długimi tygodniami. Co jakiś czas do niej wracałam, po to aby za chwilę skuszona inną książką bez żalu ją odłożyć na kolejny tydzień. Dodatkową trudnością było „kieszonkowe” wydanie, gdzie przy miniaturowych wręcz literkach, napisanych na dodatek w języku niemieckim, oczy bardzo szybko się męczyły. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepszy sposób czytania. Jednak opowieść szwajcarskiego autora wciągnęła mnie dopiero w drugiej części, a konkretnie od momentu kiedy Mr. Faber poznaje na statku Sabeth.


Bez wątpienia jest to ważna książka. Dla mnie przede wszystkim ze względu na drobiazgowy obraz męskiej psychiki, jaki mamy okazję analizować na podstawie myśli i czynów pięćdziesięcioletniego inżyniera Fabera. Taką książkę mógł napisać tylko mężczyzna. Ale powinny ją czytać przede wszystkim kobiety, aby uzmysłowić sobie działanie męskiego mózgu ich sposób myślenia, postrzegania świata, priorytety w życiu czy też niezwykły sposób odbierania rzeczywistości. Wiem, że nie można uogólniać, wiem, że każdy jest inny, wiem, że nie wszyscy to skupieni na sobie inżynierowie, umysły ścisłe. Bohater Frischa reprezentuje jednak stereotypy męskiego postrzegania świata.

Jedno co mnie strasznie rozśmiesza, to fakt, że Faber wciąż nieustannie martwi się o to, że nie jest ogolony. Ciągle szuka możliwości sprzyjającej ogoleniu się, bezustannie mu to przeszkadza, wciąż o tym myśli. Nigdy nie podejrzewałam, że ta sprawa może być tak kłopotliwa, i że w ogóle może to być jakiś problem. Tymczasem pan inżynier wydaje się jakoby traktował chwile sam na sam z ostrzem maszynki do golenia jako najważniejszy punkt dnia, moment ekstazy, zaspokojenia i uspokojenia się. Właściwie otwiera mi to oczy na fakt, że mężczyzn martwi zupełnie co innego niż kobiety. Nie wiem czemu wcześniej sobie tego nie uzmysłowiłam. Dobrze czasami przeczytać książkę napisaną z męskiego punktu widzenia.

Również styl książki jest typowo męski. Pierwszoosobowa narracja obrazuje pourywane myśli bohatera, który rzeczowo, konkretnie, krótkimi zdaniami albo równoważnikami zdań zdaje relacje ze swoich niewiarygodnych przygód. Wydaje się jakby sam starał się je sobie poukładać jeszcze raz w głowie, aby uwierzyć w coś, co wcześniej wydawało mu się niemożliwe. W tym celu przywołuje obrazy z przeszłości, ale opowiadając o tym co przeżywał w konkretnej sytuacji, z góry wiemy jak się wszystko skończy. Samolot, którym leci, awaryjnie ląduje na pustyni, pasażerowie nie wiedzą czy nadejdzie pomoc, czytelnik jednak od początku wie, że będą uratowani. Podobnie gdy bohater wyjeżdża na poszukiwania w buszu przyjaciela z młodości Joachima, od początku wiemy, że go znajdzie i w jakim stanie, tak samo z poznaną na statku dziewczyną, wiadomo, że to córka Fabera, chociaż on sam wtedy jeszcze o tym nie wiedział. Dzięki takim zabiegom, może książka ta nie trzyma w napięciu i oczekiwaniu końca historii, bo już od początku wiadomo jaki będzie, ale pozwala skupić się właśnie na psychice bohatera, wyjaśnia pewne zjawiska i uzmysławia dużo ważnych spraw. Tym samym, swoista podróż po kontynentach inżyniera Fabera jest za razem podróżą w głąb jego męskiej osobowości, jednocześnie uzmysławiającą jak los bywa ironiczny a przeznaczenia przebiegłe i obalającą tezę, jakoby ludzkim rozumem dało się wszystko zrozumieć i wytłumaczyć. Osobiście od dawna wiem, że się nie da, ale mężczyzn trudno o tym przekonać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz