środa, 20 czerwca 2012

Niebieski moment Tokarczuk


Olga Tokarczuk, Moment niedźwiedzia, 2012


Olga Tokarczuk kazała czekać wielbicielom swojej prozy trzy lata na kolejną po Prowadź swój pług przez kości umarłych książkę. Słyszałam, że niektórzy zawiedli się Momentem niedźwiedzia bo czekali jak zwykle na emocjonującą, poetycką i wkraczającą w inne rzeczywistości powieść. Tymczasem dostajemy do ręki zbiór nie nowych wcale a drukowanych w prasie na przestrzeni kilku lat esejów pisarki. Jeśli jednak o mnie chodzi to książka ta całkowicie zaspokaja moje tęsknoty za Tokarczuk. Oprócz zabawnych Plików podróżnych drukowanych niegdyś w Polityce nie znałam tekstów zamieszczonych w książce. Z wielką ciekawością zasiadłam więc do niebieskiej książeczki.

Oczywiście autorka Ostatnich historii i tym razem całkowicie zawładnęła moim umysłem. Od razu miałam wielką ochotę stać się Heterotopianką i zamieszkać w wymyślonym przez pisarkę świecie, gdzie wszystko jest  uporządkowane, nie ma pieniędzy (największej zmory współczesności) ani niechcianych dzieci. W dwóch kolejnych tekstach promujących wegetarianizm, autorka odwołuje się do znanych ludzi literatury czy filozofii, którzy podobnie jak Tokarczuk są wielkimi przyjaciółmi zwierząt. Popisując się przy tym erudycją i przekonując o nadludzkich albo może „nadzwierzęcych” właściwościach tychże „zjadanych przez człowieka” istotach, pisarka tak przekonująco uzasadnia swoje racje, że podczas czytania czułam się winna wczorajszego obiadu. Posuwa się przy tym bardzo daleko, porównuje jedzenie zwierząt do kanibalizmu i Holokaustu. Myślę, że gdyby cała książka była utrzymana w podobnym tonie i dotyczyła tylko tego tematu, miała by z powodzeniem szanse poszerzenia grona wegetarianów. Jakże ważne wydają się takie głosy, rzeczowo i racjonalnie tłumaczące potrzebę życia w zgodzie z naturą.

Po tym trudnym początku przychodzą bardziej lekkie, przyjemne i zabarwione humorem teksty. Wyłania się z nich pisarka jakiej dotąd nie znałam. Po raz pierwszy Olga Tokarczuk odkrywa przede mną swoją prywatną stronę. Wspomina podróże po kontynentach i miejsca, które wywarły na niej szczególne wrażenie, porównując je do Polskiej rzeczywistości. Moją uwagę przykuł szczególnie zabawny tekst Śmieci, śmieci, w którym mowa o segregacji śmieci w Szwajcarii. Niesamowite, że żyjąc w Niemczech również przy każdej wizycie w Polsce łapię się na tym, że nie potrafię już wyrzucić skorupek po jajku do kosza z papierami. Podobnie jak autorka nie rozumiem dlaczego w Polsce obdzielanie śmieci nadal się jeszcze nie przyjęło. Po trzech lata życia na emigracji naturalna segregacja odpadów po prostu wchodzi w krew i już nie można postąpić inaczej, albo się tego oduczyć.

Mój ulubiony tekst, to natomiast Odra. Niezwykłe wspomnienia z dzieciństwa autorki, która opowiada o przynależności ludzi do rzeki, bo ponoć każdy ma swoją. Tokarczuk tłumaczy jak duży wpływ miała Odra na jej życie. Siłą rzeczy muszę się zastanowić nad swoją rzeką. Niestety choć zdaję sobie sprawę z magicznej siły jaka drzemie w nurtach płynącej wciąż wody nie potrafię utożsamić się z żadną rzeką. Choć faktem jest, że do swoich rzek zawsze miałam sentyment. Kiedyś w rodzinnych stronach kąpałam się nocą w rzece Piaśnicy, potem podczas studiów mieszkałam kilka lat nad Wisłą i opalałam się na bulwarze w Toruniu. Teraz natomiast spaceruję nad kamienistą Izarą w Monachium dziwiąc się zawsze lodowatej wodzie.

Tym samym w nowej książce Olgi Tokarczuk każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Mamy tu nawet recenzje Matrixa czy wzmianki o katastrofie smoleńskiej. Jedyne zastrzeżenie jakie mam to może kolejność zamieszczonych tekstów. Rozpoczyna się bowiem trudnym, wymagającym miejscami filozoficznym rozdziałem Heterotopie. Wysoko na początku postawiona poprzeczka nie pozwala na czytanie w pośpiechu ani nawet przed snem a już tym bardziej nie w podróży. Wymaga skupienia i przemyśleń. Taki początek może nieco odstraszyć czytelników nie lubiących filozoficznych rozważań. Wyjaśnienie tytułu znajduje się natomiast na samym końcu, trzeba więc koniecznie do niego dobrnąć. Nie rozumiem także zamieszczonego na początku książki tekstu autorstwa Kingi Dunin, która streszcza dorobek pisarski Olgi Tokarczuk. Zaskoczyło mnie to i przestraszyłam się nawet, że to może koniec twórczości pisarki, skoro książka rozpoczyna się od podsumowań.

Autorka nagrodzonych Nike Biegunów jest bardzo popularna i lubiana w Niemczech. Tłumaczenia jej książek zawsze są swoistym wydarzeniem w niemieckim świecie literackim. Kilka miesięcy temu w Monachium Tokarczuk miała swój wieczór autorski książki Prowadź swój pług przez kości umarłych, która w Niemczech wydana została pod tytułem Der Gesang der Fledermäuse (książkę można kupić za zawrotne 22 euro), co znaczy po polsku „śpiew nietoperza”. Zastanawiałam się nieraz skąd tak inny od polskiego oryginału tytuł i czy autorka miała wpływ na tę zmianę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz