poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Zielona pilotka

Dariusz Muszer, Die Freiheit riecht nach Vanille, 1999




 
 

 „Jestem tylko zwykłym mieszańcem, słowiańsko-germańsko-żydowskiem kundlem, który wybrał dla siebie drogę istoty pozaziemskiej, aby jakoś przeżyć.“






Dariusz Muszer pisze po polsku i niemiecku. Wolność pachnie wanilią to jego pierwsza książka w języku niemieckim, którą następnie przetłumaczył i wydał również w Polsce. Mieszka w Hanowerze i tam też umiejscowił akcję swojej oryginalnej powieści. Bardzo trudno pisać mi o niej. Nigdy jeszcze nie czytałam czegoś tak nieprzyjemnego i rzadko mi się zdarza mieć tak skwaszoną minę podczas lektury jak miało to miejsce w tym tygodniu.

Mówią o tej książce, że jest wstrętna. Całkowicie się pod tym podpisuję. Mówią, że czyta się ją z ochotą rzucenia nią o ścianę, ja również niejednokrotnie miałam na to ochotę. Kilka też razy, szczególnie w pierwszej części, chciałam w ogóle zaniechać dalszego czytania, lecz jakaś niewidzialna siła zmuszała mnie do kontynuacji tej dziwnej opowieści. Wiem, że nie zaznałabym spokoju dopóki książki bym nie doczytała i dopiero kiedy dobrnęłam do ostatniej strony poczułam prawdziwą ulgę, że to koniec, że nie muszę już więcej zanurzać się w brudny świat głównego bohatera. Może jeszcze przez kilka dni będą nachodziły mnie mroczne obrazy dawnej Polski albo śmierdzącego dworca w Hanowerze, ale potem chce już o tym zapomnieć i nigdy już do tego nie wracać. Bez wątpienia jednak, będę potrzebowała kilka dobrych dni aby otrząsnąć się z tej absurdalnej rzeczywistości Muszera.

Narratorem powieści jest nijaki obywatel Naletnik, który opowiada nam o sobie i swoim (powiem beznadziejnym choć chętnie użyłabym innego, brzydszego słowa) życiu. Naletnik to człowiek o kilku twarzach, brudny „pener”, kombinator, zdrajca, bezdomny, bezrobotny i miotający się między kilkoma narodowościami typ. Z drugiej jednak strony to również prawnik, mąż i ojciec. W każdym razie ma bardzo pomieszane w głowie, wydaje mu się nawet, że jest istotą pozaziemską. Ucieka z Polski do Niemiec i usilnie stara się zostać prawdziwym Niemcem. Do swojego celu dosłownie „idzie po trupach”. Ani przez chwilę nie wzbudził mojej sympatii, nawet gdy na pierwszych stronach opowiada o swoim smutnych przyjściu na świat i matce, która próbowała udusić go poduszką zaraz po narodzinach. Mimo obszernych opowieści o sobie, nadal mam wrażenie, że owy Naletnik nie odkrył przede mną wszystkich swoich twarzy, pozostaje tajemniczy ale wcale nie mam ochoty odkrywać go dalej. Poprzez język jakim się posługuje, to co robi i jak myśli wzbudził we mnie wstręt. Dariusz Muszer stworzył wyjątkowo odrażającą postać.

Za pomocą tej całej makabrycznej, pełnej sarkazmu historii, autor porusza w książce jednak ważne sprawy. Obok przynależności narodowej mamy tu tematy do dyskusji o emigracji, nacjonalizmie, rasizmie, antysemityzmie czy donosicielstwie. Między tym wszystkim, wyłania się także gorzki obraz trudnych relacji Polski z Zachodem.

W każdym razie wyobraźnia autora nie zna granic a jego zabarwiona czarnym humorem książka dzięki wątkowi kryminalnemu trzyma w napięciu i zaskakuje zakończeniem. Choć wiem, że to tylko złudzenie, to jednak za sprawą osobliwego pisarstwa Muszera podczas czytania czułam zapach wanilii. Może to faktycznie zapach wolności?

Niemcom debiut Muszera bardzo się spodobał. Rozpisywano się w recenzjach o jego mistrzowskiej grze literackiej i poetyckim języku. Zapewniam, że po niemiecku to wszystko brzmi jeszcze bardziej makabrycznie i absurdalnie niż po polsku, a autor z niezwykłą lekkością i swobodą zabawił się niemiecką składnią. W 1999 roku w konkursie "Nowa książka w Dolnej Saksonii i Bremie” Wolność pachnie wanilią została odznaczona nagrodą Związku Pisarzy Niemieckich.
 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz